Witajcie kochani przepraszam was, że nie dodaje rozdziału, ale cierpię na brak weny :( Jedynie w szkole udaje mi się coś napisać, ale niestety tego jest za mało i na dodatek zgubiłem ją :D . Przypomniało mi się moje opowiadanie na polski, więc postanowiłem je wrzucić. To była szalona fantazja pisana do 2:00 w nocy. Może wam przypominać jakieś książki, bo szczerze mówiąc robiłem to trochę na podstawie ,,Narnii''. Zapraszam do czytania i komentowania. < Blue Carrot
PS. Cieszę się, że mam nową czytelniczkę i ponad 550 wejść! Bardzo wam dziękuję <3
Mój marchewkowy świat.
Był
zimny jesienny dzień. Na dworze padał
silny deszcz. Było ponuro i ciemno. Właśnie pakowałem swoje drobne rzeczy do
walizki. Miałem dziś jechać do dziadka na weekend.
W
podróży strasznie się nudziłem. Na szczęście miałem swój pamiętnik i zapas
marchewek. Dawno go nie uzupełniałem więc miałem co robić. Po kilku godzinach
byłem już na miejscu. Na parkingu stał już dziadek z konnym powozem. Gorąco mnie powitał, a właściwie mokro.
Wsadził mnie do wozu i pojechaliśmy do domu.
Mieszkanie
było ogromne. Tu chyba było ze sto pomieszczeń. Dziadek był emerytowanym
profesorem. Babcia zginęła rok temu w wypadku samochodowym. Miał tylko mnie i
moich rodziców.
Wszędzie
widniały wielkie obrazy i na stołach różne starocie. Jego służba domowa
zaprowadziła mnie do pokoju przeznaczonego dla mnie. Gdy byliśmy już na miejscu
rzekłem do mężczyzny prowadzącego mnie:
-
Witam Pana. Nazywam się Larry Stylinson, a Pan?
-Miło
Cię powitać młodzieńcze. Ja nazywam się Edward, ale mów mi Ed.
-
Ok Ed. – uśmiechnąłem się. Po chwili Ed dodał:
-
Teraz się rozgość i przyjdź za 10 min. na kolację. Dziś serwuję naleśniki z
owocami i bitą śmietaną.
Wszedłem do pokoju i o mało nie
padłem z wrażenia. Pokój był pomalowany
na niebiesko z limonkowym sufitem. Na ścianach wisiały różne plakaty gwiazd:
Rihiany, One Direction, Seleny Gomez, Grubsona i wiele innych. Oprócz tego
wielkie łóżko i gigantyczna garderoba, w której znajdowały się ubrania od
marynarek do strojów dyskotekowych. Nie zdążyłem obejrzeć całego pokoju, a już
musiałem iść na kolację.
Znajdowałem się w wielkiej jadalni z
mega wielkim kryształowym żyrandolem. Po chwili przyszedł dziadek i
Ed z jedzeniem. Panowała nie zręczna cisza. Na szczęście dziadek zaczął ze mną
rozmawiać.
-
Podoba Ci się pokój?
-
Tak, tylko … - dziadek przerwał.
-
Łazienkę pokaże Ci Edward. – Dziadzio był nie obliczalny. Wiedział co chciałem
powiedzieć. Szczerze mówiąc to było trochę denerwujące. Zjedliśmy naleśniki i
Ed pokazał mi łazienkę. To był oszałamiający widok. Czułem się jak na basenie.
Duża wanna i jacuzzi. Oprócz tego wisiało wielkie lustro.
Od razu wziąłem kąpiel i wytarłem się
w miękki ręcznik. Po czym ubrałem się i poszedłem do swojego
pokoju. Chciałem się pożegnać z dziadkiem, ale nie wiedziałem gdzie ma swój
pokój.
Położyłem się do łóżka i chwile
poczytałem wysłuchując moją ulubioną piosenkę ,,Little Things’’.
Następnego dnia obudził mnie Ed.
Przez okna wpadały promyki słońca. Słyszałem śpiew ptaków i mówiącego do mnie
Eda. Powiedziałem:
-Przepraszam
Cię Ed, ale Cię nie słuchałem. Byłem zamyślony.
-Nic
nie szkodzi, powtórzę. Pański dziadek prosi, abyś się zjawił ze mną w jego
gabinecie po śniadaniu.
-Ale
o co chodzi? Wiesz coś?
-Niestety
nie, ale razem tam idziemy, więc się dowiemy.
Ubrałem się i zeszliśmy na dół.
Szybko zjadłem śniadanie i poszedłem z Edwardem do dziadka. Byłem bardzo ciekaw
o co chodzi.
Weszliśmy do gabinetu. Profesor już
siedział. Powiedział:
-
Siadajcie. Musze wam coś powiedzieć, a szczególnie Tobie Larry.
-Dziadku,
czy coś się stało??
-Nie
wiem jak Ci to powiedzieć mój drogi. Więc powiem to wprost.
-Słucham.
-Twoi
rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
-Jak
to! Żartujesz sobie! Coś jeszcze? – byłem zaskoczony.
-Tak.
Zostaniesz teraz tutaj i raczej już do pełnoletniości.
-Nie
wierze! Nie wierze! – krzyknąłem i wybiegłem. Nie wiem po co dziadek, a
właściwie teraz mój zastępczy tata wzywał Edwarda. Pewnie chciał dać mu
dodatkowe obowiązki.
Była godzina 12. Zostało jeszcze
kilka godzin do obiadu. Postanowiłem wykorzystać ładną pogodę i pójść do
ogrodu. Były tam liczne żywopłoty, rzeźby i na środku fontanna. Dalej były pola
uprawne i sady. Usiadłem obok fontanny i uzupełniałem mój pamiętnik. Aż nagle padł na mnie cień.
Okazało się że to był cień grubego mężczyzny. Spytałem:
-
Kim Pan jest?
-
Jestem ogrodnikiem i mam na imię Józek, a Ty zapewnie jesteś tym wnukiem Profesorka??
-Miło
Cię poznać. Ja nazywam się Larry. Tak ,,Profesorek’’ to mój dziadek, a
właściwie teraz mój zastępczy tata.
-Słyszałem
i przykro mi.
-Przeżyłem
już wiele. Możesz mi powiedzieć, gdzie jest pole z marchewkami? – zapytałem, bo
uwielbiam marchewki. Józek odpowiedział:
-Jasne,
że wiem! Przecież tu pracuję. Chodź zaprowadzę Cię Ty króliku. – i uśmiechnął
się, a ja także. Kiedy
byliśmy na miejscu czułem się jak w niebie. Wszędzie rozlegał się zapach
marchewek. Gdy spróbowałem jedną po umyciu, myślałem że się rozpłynę. Była taka
dobra. Stwierdziłem że nigdy nie jadłem lepszych marchewek, a uwierzcie zjadłem
ich od groma.
Przyszedł wieczór udałem się na
kolacje szybko zjadłem i postanowiłem zapakować się do łóżka. Najpierw
oczywiście poszedłem do łazienki wziąć kąpiel. Wielkie lustro zaparowało się.
Zbliżyłem się, by narysować uśmiechniętą buźkę. Rysowałem ją tak powoli jak
jakieś dzieło sztuki. Gdy skończyłem
dzieło zrobiło się tak specyficznie cicho. Popatrzyłem na lustro para znikła.
Nie wiem czemu dotknąłem szybę. Aż zorientowałem się że ręka przenika przez
lustro. Nie mogłem pojąć co jest grane. Zadałem sobie pytanie:
-Jestem
aż tak zmęczony? A może Ed mi wsypał coś do jedzenia. Z drugiej strony byłem
ciekaw co się tam kryje. Wziąłem wdech i wszedłem w lustro. Moje ciało zostało
jakby pochłonięte.
Za
lustrem był inny świat, który był smutny. Jakby nie było w nim życia. Po chwili
ktoś złamał mnie za rękę i pociągnął mnie. Szybko zareagowałem i odsunąłem się.
Była to nieduża dziewczyna, która krzyknęła:
-Musimy
uciekać, chodź!
-Ale..
-Nie
ma żadnego ,,ale’’, musimy iść!
Złapała mnie za nadgarstek i
pociągła. Biegliśmy jakieś 5 sek. Kiedy się zatrzymaliśmy, rzekłem:
-Powiesz
mi o co chodzi? Przed kim uciekamy?
-Przepraszam
Cię, ale byłeś na otwartej przestrzeni, musiałam Cię uratować, bo by Cię
zabrały.
-Kto
by mnie zabrał. Kim ty jesteś?
-No
tak nie przedstawiłam się, cała ja. Jestem Klaudia, dawna księżniczka dworu
Marchewkowego zwana też Dusią . A uciekaliśmy przed dwoma złymi królowymi tego
świata. A ty jak masz na imię?
-Ja
nazywam się Larry. Jestem zwykłym nastolatkiem, a czemu Ty jesteś dawną
księżniczką?
-Później
Ci powiem, teraz zabiorę Cię w 100% bezpieczne miejsce.
Nic nie odpowiedziałem i pobiegłem
za Dusią. Znaleźliśmy się chyba w jedynym żywym miejscu w tym świecie. Były tam
wróżki, nimfy, zwierzęta i normalni ludzie. Dusia zaprowadziła mnie do miasta.
Wszyscy byli radośni i uśmiechnięci. Wreście doszliśmy do jakiejś gromady ludzi
, a Dusia powiedziała:
-Słuchajcie
mieszkańcy Marchewkolandii oto nasz wybawca, który pokona złe siostry - i wskazała na mnie, a ja na
to:
-Zaraz
nie jestem żadnym wybawcą, znalazłem się tu przez przypadek. O co chodzi z tymi
siostrami?
-Złe
siostry to bliźniaczki, które maja tak samo na imię. Podbiły te ziemie
kilkadziesiąt lat temu. Wszędzie sieją żal i smutek. Nie posłusznych zamieniają
w kamień.
-I
co ja mam je powstrzymać? Jak ja nawet nie umiem walczyć.
-Przecież
jesteś wnukiem dawnej Królowej Elżbiety.
-To
moja babcia tu była? I była królową?
-Zgadza
się. Nie tylko królową, ale i wielką wojowniczką.
Po tych słowach wiedziałem że muszę
im pomóc nie tylko ze względu na to że było to królestwo mojej babci, ale
podobała mi się też Klaudia. Powiedziałem:
-Skoro
uważacie że jestem waszym wybawcą to was wybawię – i uśmiechnąłem się
puszczając oczko w stronę Klaudii. Zadałem
tylko jedno pytanie:
-To
jak mamy ich pokonać i czym?
Klaudia
odpowiedziała:
-Oczywiście,
że armią magicznych zwierząt. A walczyć będziemy marchewkami, to chyba było
oczywiste.- i puściła oczko.
Zdałem sobie sprawę, że to może być
ciekawa zabawa. Walka na marchewki wraz z magicznymi zwierzętami.
Poszedłem naradzić się ze strategami Angeliką i Władkiem, a później z kapitanami oddziałów
Gabrysią i Andrzejem. Noc spędziłem na łóżko z liści.
Następnego dnia obudził mnie głos
Klaudii i jeszcze kilka dziewczęcych głosów. Obok Dusi stały jej koleżanki
nimfy: Laura, Malwina, Wiktoria i Oktawia. Dusia rzekła:
-Wstawaj
śpiochu. Czas na przygotowanie się do bitwy.
-Więc
to dzisiaj? No dobrze przymus, to przymus. – Dziewczęta zaśmiały się i
pobiegły.
Gdy ubrałem się spytałem się
Klaudii:
-A
może bo bitwie, wyskoczylibyśmy gdzieś?
-Jak
wygramy, bo nie sądzę że u złe siostry nas puszczą.
Nagle rozległ się alarm dzwonów.
Szybko ubrałem leżący pancerz dla mnie i wziąłem mecz, to znaczy marchewkę,
wielkości miecza.
Przed wejściem na konia, poszedłem
do Dusi, która Miała jakiś dziwny wpływ na mnie. Przy niej zachowywałem się
jakoś inaczej. Chyba się w niej zakochałem.
Znalazłem ją i powiedziałem:
-Chciałem
się z Tobą pożegnać.
-To
miłe z twojej strony. Proszę Cię o jedno – złapała mnie za rękę – uważaj na
siebie.
-Wrócę
tu. Obiecuję Ci. – wtedy zbliżyliśmy się do siebie i pocałowaliśmy się.
Popatrzyłem na nią, wsiadłem na konia i odjechałem w armią.
Walka była zacięta. Wojsko Sióstr
przez chwilę zwyciężało, ale my nie poddawaliśmy się. Kiedy dotarliśmy do
pałacu byłem bardzo zdenerwowany. Wkroczyliśmy, sprawdzaliśmy każde
pomieszczenie aż wreście stało się w Sali Królewskiej siedziały dwie siostry.
Powiedziały:
-Więc
to ty jesteś ich wybawcą?? Rycerzem na białym rumaku?
-Zgadza
się i żądam, abyście opuściły królestwo.
Kazałem
atakować lecz na próżno. Każdy kto się zbliżył został zamieniony w kamień.
Zostali zamienieni nawet moi przyjaciele. Nie mogłem tego znieść. Ruszyłem na
siostry z odsieczą. Aż zatrzymał mnie tak jakby duch babci, który podarował mi
miecz. Od razu ruszyłem na nie. Gdy one rzucały czar miecz mnie bronił aż
trafiły mnie w nogę.
Po
woli zamieniałem się w kamień. Nagle Dusia wbiegła na salę i krzyknęła:
-Nieeee!
– podbiegła do mnie i zaczęła płakać. Była zrozpaczona i zła. Wzięła miecz i
rzuciła nim jak że zraniła siostry. Padły trupem, w wszyscy zamienieni w kamień
odrodzili się, łącznie ze mną. Cała smutna kraina zrobiła się kolorowa.
Klaudia
była taka szczęśliwa. Podbiegła do mnie i przytuliła mnie, a później
pocałowała. Wróciliśmy do miasta, gdzie ogłosiliśmy że, kraina jest wolna. Po
kilku tygodniach odbudowy krainy urządzono królewskie zebranie. W tym czasie
rządziła Księżna Klaudia, która z duma mówiła:
-Ja
tymczasowa królowa ogłaszam, że Larry Stylinson zostaje, Królem
Marchewkolandii. –wszyscy zaczęli klaskać. Ja wyszedłem na środek i odebrałem
koronę wraz z marchewkowym berłem oprócz tego poprosiłem Klaudię i ukląkłem
przed nią mówiąc:
-Jednak
wróciłem i nie mogę czekać chwili dłużej. – wyjąłem pierścionek i dokończyłem –
Wyjdziesz za mnie? – spytałem. Klaudia popatrzyła mi w oczy i rzekła:
-Oczywiście,
że tak. – wstałem i pocałowaliśmy się.
Minęły
miesiące, gdy przypomniałem sobie o realnym świecie. Poszedłem w miejsce gdzie
znajdowało się lustro i wyjrzałem przez lustro. Widziałem łazienkę taką jaka
była. Zastanawiałem się, który świat wybrać. Ten, w którym czuje się
szczęśliwy, czy ten, w którym jest zwykłym nastolatkiem.
Jednak
postanowiłem wrócić do rzeczywistego świata, lecz też wracać do tego, w którym
czuje się szczęśliwy. Wszedłem do łazienki, a później poszedłem na korytarz.
Spotkałem
dziadka, który powiedział:
-Czyli
już wiesz o całej tajemnicy babci?
-Tak
– rzekłem i poszedłem w stronę swojego pokoju mówiąc do dziadka:
-
To jest mój marchewkowy świat!